Paweł Szpila: Mój tato był dekarzem i praktycznie całe życie pracował na dachu, w związku z czym miałem styczność z tym zawodem już od dzieciństwa. Po zakończeniu przygody ze sportem zawodowym postanowiłem spróbować własnych sił jako dekarz. Wraz z tatą i naszym sąsiadem, z którym tato pracował, założyłem działalność gospodarczą. W latach dziewięćdziesiątych ojciec nie miał instrukcji w PDF, nie korzystał z filmów instruktażowych, ani żadnego miejsca w internecie, w którym mógłby wymieniać się doświadczeniami. Nie było też wielu koordynatorów technicznych, więc nie było komu przyjechać i czasami pokazać palcem. Moje czasy to takie, w których firmy produkujące materiały budowlane wzięły na siebie ciężar szkoleń, jak na przykład Dakea. Im przecież też zależy na tym, aby ich produkt był prawidłowo zamontowany, a klient zadowolony. Tak więc na początku ja mogłem liczyć na doświadczenie ojca, a ze swojej strony postawiłem na liczne szkolenia.
PS: Moja przygoda z dachami zaczęła się bardzo wcześnie. Jeszcze jako chłopiec pomagałem czasem tacie przy prostych pracach, jak czyszczenie dachówki, karpiówki, obieranie gonta z folii czy pilnowanie ognia pod beczką z lepikiem. Dekarze robili kiedyś bardzo dużo przekładek dachów, czyli ściągali starą dachówkę i czyścili ją z zaprawy. Warsztat dekarski był blisko domu, co zabawne na mojej ulicy mieszkało trzech dekarzy, więc to dekarstwo od zawsze w moim życiu było. Mam takie wspomnienie z dzieciństwa, w którym widzę tatę i naszych sąsiadów z rowerami przewożących swoje drewniane drabiny. Od 1997 do 2005 roku uprawiałem kolarstwo górskie i studiowałem wychowanie fizyczne, więc na pewien czas trochę o tym dekarstwie zapomniałem.
PS: Przez lata jeździłem wyczynowo od kategorii młodzika do elity, w sumie około ośmiu lat. Był to bardzo fajny, chociaż niełatwy okres w moim życiu, który nauczył mnie samodyscypliny, systematyczności i mierzenia się z własnymi słabościami.
PS: Kilka razy byłem Mistrzem Polski indywidualnie i drużynowo. Takie najbardziej prestiżowe osiągnięcie to chyba Mistrzostwa Świata, kiedy w sztafecie z drużyną zdobyliśmy brązowy medal Les Gets we Francji. Na Mistrzostwach Europy organizowanych w Książu w 2004 roku byłem siódmy. Skończyłem karierę we wczesnych latach bycia zawodnikiem elity, więc nie zadomowiłem się w tym na dobre, ale nie żałuję lat poświęconych na sport.
PS: Gdy zaczynałem w 1997 roku, kolarstwo górskie jako dyscyplina dopiero się rodziła. W Polsce zaczęły się pojawiać pierwsze rowery górskie. W Polanicy Zdroju powstał klub kolarstwa górskiego. Był trener, byli chętni zawodnicy i ja również chciałem spróbować swoich sił. Pierwszy swój wyścig pojechałem na tak zwanym składaku i poszło mi w zasadzie znakomicie, bo wyścig wygrałem. Okazało się, że z czasem robiłem coraz lepsze wyniki i awansowałem do polskiej kadry, do grupy zawodowej. Trochę jeździłem po świecie na zgrupowania, reprezentowałem kraj na zawodach międzynarodowych, czyli na pucharach świata, na mistrzostwach świata, mistrzostwach Europy i tak to trwało do 2005 roku. Kontuzja kolana przekreśliła dalsze uprawianie wyczynowe sportu. Uważam, że sport pełni bardzo ważną rolę w wychowaniu dzieci i młodzieży. Uczy dyscypliny, systematyczności, tego, że na efekty działań czasem trzeba poczekać. Nie rozumiem tylko, dlaczego inwestuje się lokalnie w drużyny trzydziesto- czy czterdziestolatków, zamiast w młodych. Przecież z tych dorosłych facetów olimpijczyków nie będzie, poza tym zarabiają własne pieniądze, więc jeśli mają pasję, niech grają za swoje. Środki samorządowe powinny wspierać dzieci i młodzież. Po pierwsze, jest szansa, że wychowamy jakąś perełkę, a po drugie najmłodsi nauczą się dobrych wzorców. Poza tym sport dzieci kosztuje dużo mniej.
PS: W 2010 roku zacząłem pracować na swoim. Gdy skończyło się kolarstwo blisko dwa i pół roku spędziliśmy z żoną za granicą. Gdy wróciliśmy do Polski, tato jeszcze pracował w dekarstwie. Mieszkamy w małej miejscowości uzdrowiskowej, gdzie nie ma przemysłu i nie ma za dużych możliwości poza pracą w branży turystycznej, bądź w firmach państwowych, więc postanowiłem zaryzykować. Rozpoczęcie działalności w trudnym okresie dla gospodarki nauczyło mnie trochę pokory. Okres 2009–2013 to była po prostu recesja. Z perspektywy czasu myślę, że dobrze się stało, że wszedłem w trudnym okresie na rynek budowlany. Miałem czas, żeby się nauczyć, żeby popełniać błędy. Gdy przyszły czasy lepszej koniunktury, miałem już jakąś wiedzę i doświadczenie. Czasami, gdy coś za łatwo idzie od początku, za lekko przychodzi, to człowiek tego nie docenia, nie szanuje. Jeżeli nadejdzie słabszy czas dla branży budowlanej, na rynku utrzymają się firmy rzetelne i zbudowane na solidnych podstawach.
PS: Mam bardzo fajną, sympatyczną, pracowitą, przystojną, zabawną, bystrą i zgraną ekipę. Z tego miejsca chciałbym ich serdecznie pozdrowić. Znamy się na tyle dobrze, aby śmiać się z siebie. Przez te dziesięć lat przez firmę przewinęli się różni pracownicy. Dlatego z całą pewnością mogę przyznać, że bardzo dużą wartością jest, jeśli przychodzimy do pracy, w której się dobrze czujemy. Myślę, że dla każdego z nas w ekipie wzajemne relacje są ważne. Jakbym mógł sobie i innym dekarzom czegoś życzyć, to tego, aby przez następne mieli dobre, bezproblemowe relacje z pracownikami i inwestorami. Mogę się pochwalić, że miewam telefony
późnym wieczorem od kolegów z ekipy, którzy przypominają mi na przykład, aby na drugi dzień wziąć ze sobą to czy tamto. Każdy z pracowników na jakimś polu stara się zaangażować i wykazać, co bardzo cieszy.
PS: Na ten moment w ekipie jest pięć osób. Jeden z pracowników jest dekarzem już w trzecim pokoleniu, bo jego dziadek i ojciec również pracowali na dachach. Drugi porzucił studia prawnicze, medyczne i wiele innych, aby realizować się w zawodzie dekarza. Każdemu z pracowników mówię, że ten zawód trzeba kochać, aby wykonywać go przez dłuższy okres.
PS: Przez ostatnie dziesięć lat zajmowaliśmy się wykonywaniem pokryć dachowych, a od zeszłego roku stawiamy również konstrukcje dachowe. Naszym najtrudniejszym tematem dotychczas jest realizacja na Klasztorze Chrystusa Króla w Polanicy Zdroju – tysiąc metrów kwadratowych dachu. Po pierwsze, budynek jest wysoki, dach wymagał rozbiórki blachy, papy, desek, a następnie wymiany zniszczonej czasem konstrukcji
i równania. To był całkiem duży zakres prac. Wiadomo, że trudniej wykonuje się dach na budynkach zamieszkałych lub ogólnie dostępnych dla ludzi i jestem dumny z rezultatów naszych prac na tym obiekcie.
PS: Myślę, że wiele aspektów jest ważnych, ale wymieniłbym tutaj uczciwość, rzetelność i pracowitość.
PS: Po pierwsze trzeba mieć wiedzę, dobre umiejętności techniczne i zaangażowanie w to, co się robi. Pracowitość, rzetelność, umiejętność komunikacji z klientem i doradzenia mu w kwestiach technicznych czy doboru odpowiednich materiałów na dach. Inwestorzy chcą być obsłużeni kompleksowo, chcą powierzyć wykonanie dachu komuś kto wzbudza zaufanie, a wzbudzić je można po prostu doświadczeniem i wiedzą. Każdy, kto przepracował trzydzieści lat w zawodzie dekarza, musiał to lubić. Tego zawodu na siłę nie da się wykonywać chociażby ze względu na zmienne warunki atmosferyczne. Są zawody może bardziej przyjemne, ten jednak daje dużą satysfakcję, bo kreujemy krajobraz. Tworzymy wizerunek miejsc. Żartujemy z kolegą dekarzem, że nasze żony nie muszą się martwić, gdy gdzieś bez nich wyjeżdżamy, bo klasyczny facet gapi się na kobiety, a my na dachy. Gdy dekarz wyjeżdża poza swoje miejsce zamieszkania od razu rozgląda się po dachach.
PS: Różnie. Są dachy wykonane lepiej, na których widać kunszt pracy dekarza, ale są i takie, gdzie wydaje się, że pracę wykonywał ktoś, kto nie ma nawet podstawowej wiedzy. Ogólnie widać w Polsce progres. Jest spora regionalizacja i to lubię oglądać. Na przykład w Opolskiem uważam, że dekarstwo jest na bardzo wysokim poziomie. Możliwe, że dlatego, ponieważ sporo dekarzy z tego regionu w latach dziewięćdziesiątych pracowało w Niemczech. Tam poznali technologie, procedury pracy, a potem wrócili do Polski i pootwierali własne firmy. Pierwsze dźwigi ciesielskie, najnowocześniejsze technologie i sprzęty to właśnie w rejonie Opola. W Kotlinie Jeleniogórskiej i Kłodzkiej jest bardzo dużo karpiówki, nigdzie w Polsce nie ma tyle, co tutaj.
To są pozostałości po Niemcach, mają zapisane w rejestrze zabytków karpiówkę w koronkę czy w łuskę oraz wskazane, że dach ma być czerwony. To mi się podoba.
PS: Każdy dzisiaj wykonuje dachy jak chce i moim zdaniem to jest błąd, zwłaszcza w przypadku miejscowości strategicznych turystycznie. Budynki w takich miejscach powinny być spójne, komponować się ze sobą i z krajobrazem. Często natomiast jest rynek, centrum miasta i jest misz-masz.
PS: Uważam, że cena nie powinna być głównym kryterium wyboru firmy dekarskiej. Wybór wykonawcy dachu
jest odpowiedzialną decyzją, dach to ważny projekt, dlatego przede wszystkim należy zwrócić uwagę na opinie na temat firmy wśród jej klientów. Bardzo ważne jest zbudowanie wizerunku na jakości i rzetelności. Klienci coraz częściej zaczynają to rozumieć. Na początku mojej działalności w branży cena była najważniejszym kryterium wyboru wykonawcy. Pamiętam targowanie się o dwa złote na metrze kwadratowym, co w sumie dawało klientowi oszczędność w wysokości sześciuset złotych, czyli relatywnie niewielką. Oczekiwania współczesnych inwestorów są zupełnie inne. Dzisiaj klient ma mniej czasu, bo jest pochłonięty swoimi sprawami zawodowymi. Chce być dobrze obsłużony, najlepiej kompleksowo. Na mailu chce mieć kosztorys, dokumentację i umowę, a po jej podpisaniu chce być dobrze przez cały proces budowy przeprowadzony. Myślę, że za to jest w stanie zapłacić więcej, za spokój duszy.
PS: Nie jest łatwo mówić o swojej firmie, nie chciałbym, aby to było odebrane za brak skromności. Myślę, że jesteśmy rzetelni i bardzo nam zależy na jakości. Oczywiście, że błędy się czasem zdarzały, ale sposób obsługi takich sytuacji też sporo mówi o firmie dekarskiej. W każdej dziedzinie zawodowej jest pokusa, aby pójść na skróty. Nigdy nie wybieramy takiej drogi. Wiadomo, że jak tu zrobisz szybciej, to generalnie zrobisz więcej, ale konsekwencje wrócą jak bumerang. Staramy się trzymać jakość również w procedurach, terminach, zgodnie z umową, chociaż wiadomo, że jest to uzależnione w dużej mierze od warunków pogodowych. Jakość w dekarstwie nie dotyczy tylko pracy na dachu, ale realizacji całej usługi, z prawidłową obsługą inwestora tak, aby wiedział na czym stoi i mniej więcej znał cały proces. Teraz jest mi już dużo łatwiej, bo jeden klient drugiemu nas poleca. I oni nie rekomendują nas tylko ze względu na estetykę czy jakość wykonanej usługi, lecz za całokształt naszej współpracy. Ważne, aby unikać nieporozumień. Na przestrzeni tych dziesięciu lat małą łyżeczką zapracowałem sobie na zaufanie i klienci wracają.
PS: Tak, wiele razy odmawialiśmy. Pracujemy w pięciu, więc mamy ograniczone zasoby. Nie robię prawie w ogóle w ostatnim czasie zleceń państwowych, gdzie głównym kryterium wyboru jest cena. W mojej opinii, te pieniądze są nierozsądnie wydawane. Najlepszym wyznacznikiem jakości usługi jest klient indywidualny, bo on jest najbardziej wymagający. Pilnuje, aby wszystko było jakościowo dobrze zrobione, żeby materiał nie został zniszczony, a kosztorys zgodnie z rzeczywistością zrealizowany.
PS: Ponieważ ciężko jest zorganizować pracę, logistykę, osiągnąć wydajność i utrzymać jakość. Pracuję razem
z chłopakami na dachu, nad wszystkim czuwam. Jeżdżąc na szkolenia i poznając starszych dekarzy, wielu mi doradzało, abym nie popełniał tego błędu w postaci drugiej czy trzeciej ekipy. Nie dość, że to naprawdę piekielnie trudno zorganizować, to zaczynasz tracić na jakości, pojawiają się poprawki. Branża dekarska to w większości mniejsze firmy do siedmiu osób.
PS: Jeden człowiek może stać na taśmie cały dzień, drugi nie będzie potrafił. Na plus w dekarstwie jest to, że przemieszczamy się, robimy w różnych miejscach. Dzisiaj jesteśmy w Dusznikach, za tydzień w Kudowie, a za dwa w Szczytnej, także nie jest to zawód monotonny, nie ma dwóch takich samych zleceń. Najbardziej cenię wyzwania, a samym wyzwaniem jest prowadzenie firmy dekarskiej. Wysoka jakość i estetyka wymagają dobrej koordynacji prac, ale nie tylko. Większość firm dekarskich w Polsce ma raczej dość uproszczoną strukturę. Nie ma sekretarki czy dyrektora finansowego. Dlatego dekarz prowadzący działalność gospodarczą musi być jak człowiek orkiestra. Trzeba przemyśleć realizację merytorycznie, odpowiednio wycenić, zrobić ofertę, zamówić towar w hurtowni, zapewnić, że będzie na czas i dowieźć w określone miejsce, faktury wystawić, kontaktować się z księgowymi, pilnować płatności. Na szczęście mam wspaniałą żonę, która gdy potrzebuję, gra w tej orkiestrze ze mną.
PS: Nie można pozwolić dać się zgubić rutynie. Jest taka zależność, że im więcej umiesz, tym lżej i pewniej podchodzisz do pewnych czynności. To z kolei sprawia, że nieświadomie ryzykujemy. Gdy z dachu spadnie dekarz, to zazwyczaj to nie jest ten, który wszedł na niego pierwszy, czy drugi raz. Nowy na dachu jest bardzo uważny i ostrożny. W dół leci ten, który pracuje w tym fachu dziesięć, dwadzieścia lat, bo często czuje się zbyt pewnie. Nie można zapominać, że jest to zawód bardzo niebezpieczny i chwila nieuwagi może źle się skończyć.
PS: Na przestrzeni ostatnich lat wizerunek zawodu ewoluował. Nie ma już stereotypu dekarza jako klasycznego budowlańca z dowcipów. Uważam, że mamy prestiżowe zajęcie. Dekarze są doceniani i szanowani. Młodych ludzi można zapewniać, że jeśli pójdą w dekarstwo i będą chcieli, to się rozwiną. Powtarzam chłopakom w mojej ekipie, że nie muszą ze mną pracować całe życie. Na pewno, jeśli będą rz etelni, nie będą mieli problemów z pracą. Nawet jeśli nie umiesz wszystkiego, albo nie czujesz się na siłach, aby być przedsiębiorcą, pójdziesz do innej firmy dekarskiej, która cię chętnie zatrudni.
PS: Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że są bardzo młodzi, ale mam w ekipie chłopaków w wieku około trzydziestu lat. Nie generalizowałbym. Praca na dachu weryfikuje. Jeśli ktoś przyjdzie, porobi rok, dwa i nadal nie będzie tego czuł, to zrezygnuje. Jak ci się trafi pasjonat zupełnie jak moi współpracownicy, to będzie Instagrama zdjęciami dachów podbijał. Myślę, że ludzie, którzy teraz trafiają na rynek, mają o wiele lżej ze względu na dostępne liczne szkolenia dekarskie, ciesielskie. Internet to duża kopalnia wiedzy. Wiadomo, że trzeba ją przesiać przez sito prawdy, ale jest o niebo łatwiejszy dostęp do informacji niż kiedyś.
PS: Wolny czas staram się przede wszystkim spędzić z rodziną. Chodzimy razem po górskich szlakach, lasach, czasami wybieramy się na rowerach. Staram się ruszać, nie jest tak, że skończyłem z zawodowym kolarstwem, więc zapomniałem o sporcie. Starszego syna, dziesięciolatka, mogę już zabierać ze sobą na rower, jeździmy po dolinach i górzystych terenach. Sam nie dałby rady, więc czasami muszę go podciągać, jeździ ze mną na holu, ale spędzamy razem fajny czas. Gdy się na tym rowerze bardziej usamodzielni, młodszego wezmę na hol. To jest tak, że sam się przy tym trochę pomęczę, więc sobie zrealizuję jednocześnie trening.
PS: Myślę, że popełnia się sporo błędów montażowych. Jakby nie patrzeć, szkolnictwo zawodowe zostało w naszym kraju uśmiercone. Nie ma typowych szkół dekarskich. Coś tam się niby rodzi, ale w wielkich bólach. Więc rzeczywistość nie wygląda tak, że gdy przyjmuję do pracy młodego człowieka to on ma za sobą cztery czy pięć lat szkoły zawodowej, praktyki zrobione i już coś potrafi. My, dekarze, możemy jedynie mieć nadzieję, że ten początkujący będzie się chciał czegoś nauczyć. Gdy do ekipy przychodzi nowa osoba i widzę, że ma chęci i zaangażowanie, to wiem, że sobie poradzi, że się nauczy i że zostanie dobrym dekarzem. Tylko to wymaga czasu.
PS: Mam nadzieję, że tak. Choć wiem przecież, że to zawód ciężki i trudny. Wątpliwości wzbudza we mnie jedynie mój dobry znajomy, u którego zaopatruję się w drewno. Mówi mi, że jakby się dowiedział, że któryś z jego trzech synów planuje zostać dekarzem, to by mu to szybko z głowy wybił. Zauważa, że jest to zawód niebezpieczny, bo jeździ po budowach i widzi nasze akrobacje, ale również widzi, ile jest w nim pracy, której nie widać na pierwszy rzut oka, a inwestor często nie ma pojęcia, ile czasu dekarz poświęcił na przykład na ogarnięcie materiałów czy przygotowanie obróbek blacharskich. Prowadzę jednak firmę również z myślą o moich dzieciach. Albo Jasiek, albo Julek, albo Helenka – mam nadzieję, że któreś z nich przejmie w przyszłości moją firmę i ją dalej poprowadzi. Zdaniem ekonomistów, firma w drugim pokoleniu przynosi spore korzyści. Ja zaczynałem praktycznie od zera. Miałem auto osobowe i drabinę. Chciałbym, aby dzieci uszanowały dorobek taty i mądrze nim zarządzały.
PS: Myślę, że kobieta wprowadziłaby dobrą atmosferę na dachu, nie mam nic przeciwko temu, choć na razie interesuje ją Psi Patrol i jednorożce.
PS: Nigdy naszych dachów nie liczyłem. Prowadzę inną statystykę – nie miałem dotychczas ani jednej rozprawy sądowej, nie miałem niezadowolonego klienta. Nie robimy jakoś spektakularnie dużo dachów, bo zajmujemy się tym całościowo – konstrukcją i kryciem. Myślę, że może trzydzieści dachów rocznie nam przybywa. Wyż demograficzny z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych właśnie się buduje. Między innymi dlatego jest duży popyt na usługi dekarskie. Czeka mnóstwo starych budynków do remontu. Dach to priorytet, jak zacznie kapać, to choćby trzeba było brać kredyt, to się go zrobi.
PS: Przyznam szczerze, że bywa to trudne, gdyż prowadzenie własnej działalności jest bardzo angażujące. Staram się spędzać coraz więcej czasu z rodziną. Żona się na mnie denerwuje, że w pracy siedzę od siódmej do siedemnastej, a na dodatek mam dalsze służbowe obowiązki, bo trzeba porozmawiać z klientami, przygotować kosztorysy czy zamówić materiały. Takich telefonów potrafi się nazbierać. Aby zachować równowagę, trzeba poukładać sobie w głowie, co tak naprawdę jest dla nas najważniejsze, a to w jaki sposób spędzamy czas wolny, odzwierciedla nasze wartości.
PS: Trzeba mieć silną psychikę. Podczas wyścigów kolarskich bywa różna pogoda, jedziesz w deszczu albo w jeszcze trudniejszych warunkach atmosferycznych i chcesz się poddać. Schować do ciepłego auta i wykąpać się w hotelu. W dekarstwie też jest sporo czynników, które sprawiają, że myślisz, że nie dasz rady, jak pogoda, a i czasem sami klienci potrafią dać popalić, psychicznie zmęczyć człowieka. Chcesz wtedy to zostawić, pójść łatwiejszą drogą. Znajdujesz jednak w sobie to zawzięcie. Gdy człowiek jest uczony rywalizacji od małego, potrafi walczyć ze stresem. Stając na starcie wyścigu bez względu na dyscyplinę sportu, uczymy się walczyć z samym sobą, podejmować wyzwania i nie poddawać się. Podobnie jest z prowadzeniem firmy.
PS: Polecam swoją okolicę – Kotlinę Kłodzką, ale również Kotlinę Jeleniogórską, Beskidy, Bieszczady. Kotlina Kłodzka jest o tyle fajnym miejscem, że sporo dotacji wykorzystano tutaj na single tracki – ścieżki rowerowe sztucznie zagospodarowane. Jest pod to stworzona cała infrastruktura. Ja bardziej tutaj jeżdżę na pamięć, bo trenowałem na naszych szlakach, czasami pokonywałem tę samą trasę dziesięć razy dziennie, ale wciąż tędy jeżdżąc jestem zadowolony. A z dalszych wypadów polecam Bormio i Livigno we Włoszech, przepiękne góry i krajobrazy.
PS: Myślę, że pandemia nie wstrzymała w żadnym stopniu prac budowlanych. W moim przypadku w pracy wszystko toczyło się swoim rytmem. Bardziej w domu, gdy pomyślisz, że młody od rana siedzi sam i uczy się zdalnie, to chcesz go z tego wyrwać po lekcjach, żeby się poruszał, spędził czas nie tylko sam ze sobą. Ogólnie pandemia jeszcze wzmocniła tę potrzebę, aby więcej czasu być z rodziną. Gdyby mnie jednak na kwarantannie zamknęli, to ciężko by było. Dobrze, że mam ogródek, warsztat koło domu. Nikt z nas na szczęście, ani z rodziny, ani z ekipy nie chorował. Może dlatego, że praca na świeżym powietrzu.
PS: Powiedziałbym, że na pewno jest to trudny zawód, ciężki, że lepiej nie sięgać po chochlę, tylko najadać się małą łyżeczką, powoli, małymi krokami iść do przodu. Żeby nie przejmować się jakimiś problemami, porażkami. Żeby się nastawić, że będą trudne sytuacje, ale żeby nie rezygnować. Że systematyczność w dążeniu do celu się ostatecznie opłaci. Dwadzieścia lat temu powiedziałbym sobie, że naprawdę warto być dekarzem, że da się z tego dobrze żyć, rodzinę utrzymać, a na dodatek, że będą tacy klienci, co to po kilku latach wciąż będą przesyłać życzenia świąteczne.
PS: Moim sukcesem jest to, że udało się założyć rodzinę, zdecydować świadomie na troje dzieci i się tym cieszyć. Proszę mi wierzyć, że w domu bywa niezły harmider. Mam świetną żonę, która realizuje się zawodowo, a dodatkowo pomaga mi jeszcze w firmie i prowadzi stronę na Facebooku. Zawsze mogę na nią liczyć i w trudnych emocjonalnie chwilach i gdy zabraknie czegoś na dachu. Gdziekolwiek bym nie wyjechał, na krótko czy długo, na rowerze w góry czy samochodem do pracy, zawsze towarzyszy mi ta potrzeba, aby wrócić do nich, do domu.
PS: Córka będzie jeszcze za mała, ale chciałbym, aby któryś z moich synów wszedł do firmy. Poza tym chcę nadal pracować na szacunek ludzi w regionie i ich nie zawieść. Pracować jak dotąd. Nie mam jakichś aspiracji, aby być największą firmą dekarską w okolicy, robić najwięcej dachów, czy też zarabiać więcej pieniędzy. Chciałbym potrafić żyć w równowadze, mieć czas również dla siebie. Z moich obserwacji wynika, że mamy taki zawód, że większość dekarzy jest na skraju pracoholizmu. Dachy są bardzo angażujące, bardzo łatwo człowiek się w nie wciąga. Potem brakuje mu czasu na rodzinę, przyjemności, pasje. Chciałbym móc to wyważyć. I dobrze wychować dzieci. Żona mi to cały czas powtarza, że to jest najważniejsze, aby dobrze wychować dzieci.