Moja przygoda z dekarstwem zaczęła się w dzieciństwie. Wychowywałem się w firmie dekarskiej. Ojciec był dekarzem, prowadził firmę, robił bardzo ciekawe realizacje, było dużo, naprawdę dużo dachów, które zrobili w karpiówce, z wolnymi oknami, z miedzią. Naprawdę fajne realizacje. Gdy mi je pokazywał, czułem, że również chciałbym umieć to robić. Podobało mi się, że nie siedzi za biurkiem w czterech ścianach i że tworzy coś wartościowego. Z kolei mama, która jest księgową, zajmowała się całą dokumentacją firmy, więc tematem przewodnim w domu zawsze była dekarska firma, zawsze były dachy. Tato od dziecka zabierał mnie na realizacje. Myślę, że zaraził mnie swoją pasją i tak zostało, a mama zachęcała do nauki. Wyszedł im z tych zabiegów inżynier budownictwa, który kocha pracę na dachu. Oto ja (śmiech).
Dekarstwo jest moim życiem. Nasze rzemiosło to praca twórcza, niepowtarzalna praca twórcza. Każdy dach jest indywidualny. Można go zrobić na wiele sposobów. Dla dekarza jego obróbki, jego opierzenia kominów, wykończenia różnych elementów są jego autografem. Dekarstwo to styl życia, który polega na nieustannym rozwoju i spełnianiu się.
Myślę, że możemy stwierdzić, że każdy dach to są metry kwadratowe odpowiedzialności spoczywające na barkach ekipy, która go wykonała.
Dekarstwo to ciekawa praca fizyczna i intelektualna, a przede wszystkim manualna. Trudno w niej o powtarzalność. Dlatego nie da się nauczyć dekarstwa na podstawie tego, że ktoś powie: „zrób to tak”. Trzeba to czuć, umieć myśleć oraz być kreatywnym. Nikt w naszej pracy nie chce robić milionowego takiego samego dachu. Zawsze starasz się coś zrobić inaczej. Dlaczego? Aby odpowiedzieć na to pytanie, czasu by nie starczyło, ale przede wszystkim dlatego, żeby nas po prostu to najzwyczajniej w świecie nie znudziło.
Trudno mi obiektywnie wymienić minusy naszej pracy, bo jestem zapalonym dekarzem. Dekarstwo jest narażone na wiele czynników atmosferycznych. W tym naszym środkowo- europejskim klimacie pogoda i jej zmienność są dużym minusem. Myślę również, że brak zainteresowania wśród młodych ludzi dekarstwem to nie wina dekarstwa. Mam wrażenie, że współczesne warunki, w których dorasta młodzież, nie sprzyjają ambicji, wręcz przeciwnie. Nie chcę brzmieć protekcjonalnie, sam przecież nie jestem specjalnie wiekowy, ale tym samym może moje zdanie jest bliższe rzeczywistości?
Bardzo często zmieniamy sobie budowy. Jesteśmy w różnych miejscach, obracamy się wśród różnych ludzi. Nasi klienci pochodzą z różnych środowisk, rozmawiamy z każdą grupą społeczną na tematy od politycznych po gospodarcze. To poszerza horyzonty. Podobnie jak rozmaite widoki zza kulis, jeśli wiecie, co chcę powiedzieć. Dekarz ma możliwość zobaczyć więcej, poznać różnych ludzi bliżej. Nie mam na myśli nawiązywania przyjaźni, tylko szeroką perspektywę rozumienia życia.
Bez mojej ekipy oraz wielu innych ludzi, którzy otaczają naszą firmę, jak między innymi hurtownicy, niczego bym nie osiągnął w dekarstwie, zwłaszcza na etapie, w którym zabrakło ojca. Gdyby nie pomoc wielu ludzi, nie poradziłbym sobie. Bez mojej narzeczonej byłbym w zupełnie innym miejscu, zawsze jest dla mnie wsparciem i motorem dodającym energii do działania. W ekipie jest Szymon, który skończył szkołę dekarską. Pracował wcześniej w firmie zajmującej się renowacją zabytków. Okazało się, że nadajemy na wspólnych falach, więc został w ekipie. Mateusz przyszedł do nas zaraz po szkole i spodobała mu się ta praca. Z kolei Janek to człowiek do zadań specjalnych. Dobrze się uzupełniamy i działamy jako jeden team.
Mamy pseudonimy, ale wolałbym ich nie przytaczać.
Chyba lepiej byłoby zapytać o to moich współpracowników, nie mnie. Przede wszystkim jestem dekarzem, dumnym dekarzem. Chciałbym być liderem w swojej ekipie, na którego inni zawsze mogą liczyć.
Głównie pracujemy w okolicach Wieruszowa i Wielunia. Oczywiście mamy również klientów z innych regionów Polski, więc jeśli się znamy z inwestycji, które obie strony oceniają pozytywnie, możemy pracować dla tych inwestorów choćby w Gdańsku. Dla klienta z ulicy raczej nie pojechalibyśmy na Pomorze. Dużo realizacji zawdzięczamy temu, że polecają nas inni. Dla tych, którzy nas polecają, zrobimy wiele, ale generalnie unikamy tematów krótszych niż miesiąc.
Aby utrzymać stałą ekipę dekarską, należy mieć w pracy fajną atmosferę, być liderem, zapracować na szacunek ludzi. Być dla nich autorytetem i ich szanować. Trzeba również stworzyć dobre warunki pracy, zadbać o najlepszy możliwy sprzęt, starać się z nimi pracować jak najwięcej, być z nimi na dachu i rozumieć ich potrzeby. Myślę, że wciąż tematem tabu w dekarstwie jest to, że doświadczony dekarz chce założyć własną firmę i pracować na własne nazwisko. To jest duży problem, z którym się borykamy. Wiadomo, że dekarze są dobrze opłacanymi pracownikami, ale przychodzi nierzadko taki etap w życiu, kiedy chcesz to robić sam dla siebie, na własną rękę. Nie za wiele możemy z tym zrobić, ale też powinniśmy to rozumieć. Każdy z nas nauczył się pracy od kogoś. Ważne, aby rozstawać się w jak najlepszych nastrojach i może dalej jakoś współpracować, na zasadach podwykonawstwa, wymiany zleceń, wypożyczenia sprzętu.
Każda realizacja jest dla mnie zawsze najważniejsza. Sporo z nich było kamieniami milowymi w moim rozwoju, mierzeniem się z własnymi ograniczeniami, wchodzeniem na wyższy poziom trudności. Zrealizowaliśmy kiedyś dość duży dach wielospadowy, około pięciuset metrów. To byli młodzi inwestorzy, których koncepcję na dach zmieniliśmy w około osiemdziesięciu procentach. Sami wybieraliśmy ostatecznie materiały, kolory. Inwestor pracuje za granicą, więc go nie było, przyjechał dopiero na koniec. Inwestorka dosyć często przyjeżdżała na budowę, oglądała, ale raczej bez jakichś większych emocji. W ostatni dzień budowy, przyjechali wspólnie z teściem i kartonem „podziękowań”. Powiedzieli, że nie wyobrażali sobie, że wykonamy tak świetną robotę. To jak dotąd chyba był taki najciekawszy dach w mojej karierze, ponieważ ktoś po prostu zdał się na mnie.
Podjąłem się studiów budowlanych, ponieważ zawód dekarza jest pracą ciężką, wykańczającą organizm fizycznie. Niestety mam przykład w rodzinie, że nie da się wykonywać jej przez całe życie. Dekarstwo może wywrócić życie do góry nogami, a ty musisz wiedzieć jak się na nich z powrotem postawić. Uznałem, że studia stworzą mi jakąś alternatywę na wypadek, gdybym nie mógł w przyszłości robić tego, co kocham, czyli stricte zajmować się pracą na dachu. Niedługo będę przystępował do egzaminów wykonawczych z budownictwa i one, mam nadzieję, zapewnią mi dekarską emeryturę. Ważne jest dla mnie to, aby zawsze mieć plan B. Pracujemy na wysokości, w różnych warunkach, wszystko może się zdarzyć. Dzięki studiom będę mógł robić dużo różnych innych rzeczy związanych z budownictwem i dekarstwem, jeśli z jakiegoś powodu okaże się, że nie mogę pracować fizycznie na dachu.
To nie jest łatwe zadanie. Jako szef firmy dekarskiej trzeba starać się być liderem grupy. Z kolei bycie liderem nie oznacza wydawania poleceń i ich egzekwowania. Bardziej polega na pozwoleniu ludziom pracować, pomagać, nie przeszkadzać.
Nie da się zarządzać firmą dekarską, nie będąc dekarzem, ponieważ nie wykonasz podstawowych obowiązków. Osoby, które widzą nas na dachu, z reguły nie wiedzą, co my tam dłubiemy tak długo. Szef firmy dekarskiej powinien umieć pomóc każdemu w ekipie, zarówno merytorycznie, jak i fizycznie. Dla mnie to bardzo ważne, aby pracować ze swoimi współpracownikami ramię w ramię.
Historia naszej firmy zaczęła się w latach dziewięćdziesiątych. Mój tato założył ze swoim bratem firmę ciesielsko-dekarską. Po kilku latach ich drogi się rozeszły. Oboje zostali na rynku, aczkolwiek każdy zaczął pracować na własną rękę. Myślę, że tato zdecydował się na dekarstwo, bo jako młody chłopak pracował z cieślą, który był dla niego niewątpliwym autorytetem. Tato do dziś o nim dużo opowiada, również w kontekście pracy bez elektronarzędzi, czystego rzemiosła.
Tato z pewnością miał plan. Zabierał mnie na budowy od dziecka, myślę, że zaczęło się to, gdy miałem jakieś 10 lat. Na początku moim zadaniem było po prostu obyć się z budową, dostawałem proste prace: posprzątać coś, przenieść, przynieść. Z czasem otrzymywałem do wykonania czynności, których ojciec chciał mnie nauczyć. Gdy zacząłem technikum budowlane, tato ukierunkował mnie w stronę dekarstwa. Dostałem pierwsze narzędzia do ręki, samodzielne prace, od prostszych typu montaż struktonitu, okien dachowych, układanie dachówki, po stopniowo coraz trudniejsze zadania, jak wykonywanie obróbek kominów na rąbek, opierzenia. Tato nauczył mnie tego, co robię. Poświęcił mi bardzo dużo czasu, aby moja praca dobrze wyglądała, cieszyła. Często powtarzał, żebym zrobił to tak, aby nie musiał się wstydzić. Mój tato nauczył mnie, że trzeba być silnym. Trzeba być pracowitym, że pieniądze nie biorą się znikąd. Nauczył mnie prac manualnych, wiele w życiu wytłumaczył. Jest to na pewno osoba, której bardzo zależy, abym był najlepszy w tym, co robię. To miało na mnie duży wpływ. Pracowałem z tatą od dziecka, na ile umiałem. Cztery lata temu doznał bardzo poważnego, rozległego udaru. To wywróciło nasze życie do góry nogami, a ja z pracownika, który zawsze miał wsparcie ojca, musiałem stać się szefem firmy, utrzymać ją i poprowadzić dalej.
Myślę, że ojciec jest ze mnie dumny, aczkolwiek nie jest osobą, która lubi dzielić się uczuciami. Rzadko mnie chwalił, a gdy już miało to miejsce, sprawiało ogromną radość. Gdy o tym mówię, łza mi się w oku kręci. Żyłem wcześniej jak typowy nastolatek. Nagle tato się rozchorował i okazało się, że muszę utrzymać rodzinę, utrzymać firmę. To było dla mnie ciężkie doświadczenie. Myślę jednak, że fajnie z tego wybrnęliśmy. Firma jest na pewno parę kroków przed konkurencją, możemy pochwalić się dużymi inwestycjami, a mi osobiście udało się rozwinąć, zbudować całą ekipę na nowo. Dla mnie to jest coś.
Moja droga do własnej ekipy, takiej jak sobie ją zawsze wyobrażałem, była dosyć długa i pracochłonna. W firmie ojca pracowało z reguły ośmiu do dziesięciu ludzi. Nie do końca to mi się podobało, zawsze chciałem ograniczać nakład ludzkiej pracy na rzecz pracy narzędzi i maszyn. Gdy tato się rozchorował, dużo chłopaków z jego ekipy założyło własne działalności, zaczęli pracować na własną rękę, przeszli do innych firm. Wtedy był taki czas, że musiałem coś wymyślić. Musiałem zbudować zespół od nowa. Postawiłem na młodych ludzi, którzy chcieli pracować na dachu, którym się ta praca podobała. Cały proces rekrutacji trwał przez około dwa, trzy lata. Przez ten czas przewinęło się około czterdziestu ludzi, z których wybrałem aktualną ekipę. Zdarzały się różne ewenementy, rekordzista wytrzymał do śniadania, do dziesiątej. Oboje stwierdziliśmy, że to nie jest jego miejsce na ziemi.
Tato jest dla nas teraz mentorem. Mnóstwo wie, więc o wszystko możemy go zapytać. Ma też fajne poczucie humoru, więc złapał dobry kontakt z całą ekipą. Niestety zdrowie nie pozwala mu już na pracę fizyczną. Może być z siebie dumny, że po takiej chorobie, po porażeniu głośni, błędnika, wrócił do sił i wspiera nas merytorycznie.
Mój tato jest ogromnym autorytetem, spędził na dachach blisko trzydzieści lat. Jest bardzo wymagający, ciśnie nas, że zawsze można wyglądać lepiej, pracować lepiej, zrobić coś precyzyjniej, ładniej, szczelniej. Takie stawianie wyzwań, a on robi je umiejętnie, jest bardzo motywujące.
Mam dwa autorytety. Pierwszym jest mój ojciec, który mnie zaraził pasją do zawodu i go nauczył. Drugim jest mój dobry kolega Paweł. To mistrz ciesielstwa, mistrz dekarstwa, mistrz blacharstwa. Często podglądam jego prace, bo są ogromna inspiracją. Zawsze trzeba dążyć do samodoskonalenia się w każdym aspekcie.
Z jednej strony chciałbym, żeby moje dziecko zajęło się dekarstwem, z drugiej zaś zdaję sobie sprawę, że to jest naprawdę trudny zawód, który trzeba polubić, pokochać. Konfucjusz powiedział: „Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu”. Jeżeli moje dziecko poczuje ten zawód, tak jak czuję go ja, czy mój ojciec, jak najbardziej pomogę mu się w tym rozwijać. Dekarstwo i ciesielstwo to nie są zawody dla każdego, dlatego nie odnajdzie się w nich człowiek, których ich nie czuje.
Żeby być profesjonalnym dekarzem, trzeba być wytrwałym i nieustannie dążyć do samodoskonalenia. W tym zawodzie myślenie, że coś się robi najlepiej, to zawodowa śmierć. Umiejętność automotywacji jest bardzo ważna w pracy dekarza. Po każdym skończonym dachu, spoglądam na niego i już myślę, co moglibyśmy zrobić inaczej, ładniej, lepiej, dokładniej. To jest najważniejszy element w tej całej układance, drodze do profesjonalizmu. Jest jeszcze wiele innych czynników, jak siła fizyczna, intelekt. To są już jednak pochodne ogromnej potrzeby samorozwoju.
Dekarz to nie robol. Praca wymaga się od nas kreatywności, swego rodzaju artyzmu. Dach obecnie nie ma tylko spełniać funkcji podstawowej, ale ma być największą ozdobą inwestycji. To pokazuje, jak ewoluował nasz zawód, poszybował w górę. Dzisiaj, gdy mówisz, że jesteś dekarzem, ludzie rozumieją, że jesteś zdecydowanie gdzie indziej od pana czekającego na otwarcie sklepu z trzęsącą się ręką.
Bardzo często spotykam się z dość irytującym stwierdzeniem, że: „młodzi na dach się nie nadają”. To krzywdzące dla nas, młodych dekarzy, którzy aspirują do grona fachowców. Słyszę: „tym młodym to tylko komputery w głowach”. Zawsze odpowiadam na takie teksty, że gdyby ludzie się nie rozwijali, nie szli w nowe technologie, nie inwestowali w młodych, to świat by się nie rozwijał. Nie chcę przeceniać swojej roli. Dużo mówi się o tym, że jest mało rąk do pracy w dekarstwie. W tym kontekście, koledzy z mojej ekipy, ja sam, może jesteśmy jakąś nadzieją? Bardzo bym tego chciał, żeby bardziej doświadczeni dekarze to w nas dostrzegali, fajnie by było, aby nie podcinali nam skrzydeł.
W dużej mierze na rynku zostali weterani tego zawodu, którzy nierzadko są już w wieku emerytalnym. Uważam, że oszukujemy się myśląc, że w dekarstwie da się efektywnie pracować całe życie. Według mnie, granica przypada na wiek około pięćdziesięciu lat. Potem wydajność fizyczna mocno spada. Nie chciałbym tym twierdzeniem nikogo urazić. Oczywiście są sprawni fachowcy po pięćdziesiątce. Myślę jednak, że można w pewnym sensie aspekt wieku generalizować. Innymi słowy, wiek determinuje sprawność fizyczną, dlatego nasza branża potrzebuje młodych ludzi. Niestety pozornie młodzi ludzie nie potrzebują naszej branży w kontekście zawodowym. Dlatego warto by było rozwiązać ten problem systemowo. Zawody rzemieślnicze rozbudowują rynek, mocno wspierają gospodarkę kraju, a setny magister zarządzania zasobami ludzkimi raczej za dużo nie wnosi do całokształtu.
Bardzo często mierzyłem się z tym, że dla klientów z uwagi na wiek nie byłem wiarygodny. Dla tych z kolei, którzy znali mojego ojca, byłem po prostu „synem Bogdana”. Nigdy nie powiem, że jestem jakimś super dekarzem, ale jeżeli chodzi o sam kunszt dekarski, myślę, że jest ze mną nie najgorzej. Mój ojciec zdążył mnie wiele nauczyć. Potem przeszedłem wiele szkoleń, bywałem na różnych budowach, obserwowałem pracę lepszych od siebie.
Z budowaniem zaufania inwestorów mam problem. Widzą chłystka, a chcą dekarza. Gdy mamy realizację z polecenia, myślę, że są uprzedzani, że przyjedzie młody chłopak. Inni inwestorzy zawsze są zaskoczeni i mają to wymalowane na twarzy. Moje zadanie polega wówczas na skruszeniu pierwszych lodów. Muszę udowodnić we wstępnej rozmowie, że wiem, o czym mówię – od wątków teoretycznych przejść do praktycznych. Gdy udaje się przekazać wiedzę o materiałach, o przegrodzie dachowej, o wentylacji przegrody dachowej, w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przypadków nie mamy negatywnego rozpatrzenia.
Najważniejsze jest bezpieczeństwo. Ważny jest komfort psychiczny. Dekarz nie może pracować zastanawiając się, czy spadnie. Drugą istotną sprawą jest automatyzowanie w miarę możliwości naszej ciężkiej pracy, zatem ważne jest, aby mieć sprzęt, elektronarzędzia, różnego rodzaju ergonomiczne narzędzia ręczne. Trzy lata temu zainwestowaliśmy w dźwig. Najcięższą pracą jest dźwiganie belek czy dachówki, lepiej gdy zrobi to za nas maszyna.
Z dachu nie spadłem, raz z trzymetrowego rusztowania. Wylądowałem dość delikatnie, tylko trochę się poturbowałem. Najadłem się za to trochę strachu i to mi się przydało. Mówią, że tylko idiota się nie boi. Na studiach mieliśmy ciekawego wykładowcę, który uczył nas BHP na budowie. Zapamiętam na zawsze nasze pierwsze zajęcia. Do sali wszedł blisko osiemdziesięciolatek, który od razu zapytał nas, czy wiemy, co oznaczy skrót: BHP. Odpowiedzieliśmy prawidłowo. On do nas, że nie mamy racji, bo na budowie obowiązuje inne rozwinięcie, a mianowicie: bądź … przewidujący.
Przy obróbce komina, układałem blachę na rąbek. Blacha została, ręka poszła dalej. Cztery szwy mi założyli.
Myślę, że warto współcześnie podkreślać, że w kontekście całego procesu budowalnego, dekarze zarabiają najlepsze pieniądze. Jest to zawód, który daje dużo satysfakcji. Od naszej pracy zależy, czy dach jest szczelny, a zatem odpowiadamy za wszystko poniżej, zarówno od strony funkcjonalnej, jak i estetycznej. Kto przymierzał czapkę, na pewno wie, ile potrafi ona zmienić (śmiech). Dekarz to zawód premium. Szanujemy siebie i szanują nas inwestorzy oraz inne osoby zaangażowane w projekt budowlany. Każdy wie, że ciężko o dobrego dekarza oraz ile kosztuje wykształcenie dobrego dekarza. Zawód dekarza jest ważny pod względem gospodarczym, ale i biznesowo jesteśmy istotni, na przykład dla producentów materiałów budowalnych, pokryć dachowych. Pod względem historycznym nasi dekarscy przodkowie zrobili również kawał dobrej roboty. Patrzysz na zabytek i podziwiasz dach, wieże. Zachodzisz w głowę, jak oni to w tamtych czasach zrobili.
Moją dekarską dewizą jest to, żeby każdy kolejny dach zrobić lepiej niż poprzedni.